Na tegorocznej, trzeciej już edycji WinterCampu, który tradycyjnie odbył się na Turbaczu, można było spotkać pasjonatów gór różnej maści. Wszystkich łączył jeden wspólny cel, czyli połączenie dobrej zabawy z nauką. W tym roku pogoda wyjątkowo dopisała – trzaskający mróz, piękne słońce i dużo śniegu. Ten ostatni przydał się bardzo do budowy murów, które miały za zadanie osłonić i zabezpieczyć namioty największego w Polsce biwaku zimowego.
Baza pod schroniskiem na Turbaczu przypominała obozowiska pod ośmiotysięcznikami w Himalajach. Dodatkowo temperatura schodząca do -25 stopni pozwoliła poczuć iście wyprawowy klimat. Z zakresu biwakowania i poruszania się w terenie swoją wiedzą z uczestnikami dzielił się Wojtek Grzesiok – alpinista i podróżnik, oraz Jędrek Życzkowski, który na przestrzeni ostatnich 13 lat wziął udział w 11 wyprawach wysokogórskich.
Dla tych, którzy chcieli pod kontrolą sprawdzić, jak to jest biwakować bez namiotu, przygotowano specjalne jamy śnieżne. W jednej z nich noc spędził Jasiek Mela, zdobywca obu biegunów – jak widać mróz nie był mu straszny. O dziwo, chętnych do takiej przygody nie brakowało, wręcz przeciwnie, o miejsce w śnieżnym schronieniu trzeba było się niemal bić.
Każdy z uczestników mógł posmakować zimowego biwakowania, oczywiście z opcją na szybką ewakuację do schroniska. Lepiej zobaczyć jak może wyglądać taki biwak i mieć możliwość odwrotu, niż doświadczać trudnych przygód na własnej skórze – powiedział organizator WinterCampu Maciej Przywecki z Polish Outdoor Group – Takie doświadczenia mogą się niestety często skończyć nieciekawie, korzystniej zatem być przygotowanym do każdej trudnej sytuacji, która nas może spotkać na szlaku, a przede wszystkim uczyć się takich sytuacji unikać.
Działania prewencyjne i edukacja turystów w tym zakresie to podstawa działań PolishOutdoorGroup, stowarzyszania firm, które przy współpracy z ratownikami z GOPR realizuje program szkoleniowy dotyczący bezpieczeństwa w górach. Dotarcie z pomocą do poszkodowanych i osób potrzebujących pomocy zajmuje z użyciem śmigłowca nawet od godziny do półtorej. W sytuacjach zagrożenia życia liczą się minuty, więc często to współuczestnicy wędrówki, czy przypadkowi turyści są osobami niosącymi pierwszą pomoc, dlatego tak ważne jest, aby umieć jej udzielić.
Jako pierwsze odbyły się szkolenia medyczne prowadzone przez Marka Brzostkiewicza – szefa inspektoratu Ratowniczego ZHP. Oczywiście teoria to tylko element WinterCampu – na zimowym biwaku na Turbaczu liczyło się przede wszystkim działanie w terenie i praktyka. Można było w siarczystym mrozie spróbować udzielić pierwszej pomocy i na własnej skórze przekonać się jak trudno działać w takich warunkach. Założeniem wszystkich szkoleń, poza przekazaniem określonej wiedzy teoretycznej, było danie możliwości uczestnikom doświadczenia pozorowanych sytuacji. Wszystko po to, aby w przyszłości za wszelką cenę starać się nie dopuszczać do niebezpiecznych sytuacji w górach. Pamiętajmy, że rozwaga i unikanie zagrożeń to podstawy bezpiecznej turystyki górskiej.
Rozsądek i przewidywanie są na pierwszym miejscu, ale co zrobić, gdy jednak spotkają nas kłopoty? Przy udzielaniu jakiejkolwiek pomocy pamiętać trzeba, że primum non noce re – czyli, po pierwsze nie szkodzić. Osobami, które się wyziębiły i uległy hipotermii nie wolno potrząsać, ani gwałtownie poruszać. Wszelkie działania rozgrzewające muszą odbywać się stopniowo. Przy odmrożeniach rozcieranie rąk grozi dodatkowymi uszkodzeniami skóry, a zbyt gwałtowne pionizowanie takiej osoby może doprowadzić nawet do zawału.
O realiach poszukiwań osób, które zabrała lawina opowiadali podczas szkoleń lawinowych ratownicy GOPR – Rafał Zmarz oraz Andrzej Górowski. W tej pracy nieocenione są psy specjalnie szkolone do wyszukiwania poszkodowanych. Rekordzista wyczuł turystę pod 7 metrową warstwą śniegu! Na WinterCampie chętni mieli okazję dać zakopać się w rurze pod grubą warstwą śniegu i oczekiwać na psy, które wskażą miejsce, gdzie znajduje się człowiek. Fajnie przeżyć taką przygodę, kiedy jest to tylko zabawa, ale trzeba pamiętać, że przetrwanie w takich warunkach dłużej jak godzinę graniczy z cudem. Stąd zdecydowanie lepiej nie narażać się na możliwość spotkania oko w oko z lawiną. Uczestnicy dowiedzieli się także, kiedy powstają lawiny oraz jak bezpiecznie poruszać się po zagrożonym ternie.
Więcej o psach i ich tresurze w służbie człowieka opowiedział podczas piątkowej prelekcji Piotr Smurawa, który przez 5 lat brał udział w wyścigach psich zaprzęgów i szkolił psy zaprzęgowe, a obecnie jest założycielem i właścicielem Akademii Psa Pracującego. Maszer (człowiek, który jest przewodnikiem psiego zaprzęgu) wraz z psem „kanapowym" o wdzięcznym imieniu Marley w sobotę opowiedział, jak szkolić psy do wspólnych wędrówek po górach i zaprezentował wraz ze swym podopiecznym kilka podstawowych ćwiczeń. Piotr namawiał zaś uczestników WinterCampu do prób szkolenia swoich pupili, bo każdego psa można wiele nauczyć, potrzeba tylko odpowiedniego podejścia i cierpliwości, a piesze wycieczki górskie w towarzystwie czworonożnego przyjaciela to czysta przyjemność, szczególnie, kiedy ten ciągnie sanki z ekwipunkiem ;-).
Dla tych, którzy jednak sprzęt dźwigają na własnych plecach, odbyły się szkolenia sprzętowe prowadzone przez Krzysztofa Kapluka – kierownika sklepu Woda Góry Las. Na tych zajęciach można było dowiedzieć się jak odpowiednio się spakować, dobrać odzież czy plecak. Była to także szansa, aby poznać najnowsze rozwiązania technologiczne stosowane w ekwipunku outdoorowym, w tym te, które mogą również nieść nam pomoc w ekstremalnych sytuacjach – począwszy od plecaka z systemem antylawinowym ABS po nowoczesne płachty biwakowe.
Podchodzenie w rakach z czekanami oraz marsz z użyciem rakiet śnieżnych to kolejne z elementów szkoleń w terenie, a nawigowanie przy pomocy kompasu i map oraz przy użyciu GPS to podstawy, których WinterCampowcy uczyli się od przewodnika beskidzkiego Bartosza Malinowskiego. O tym, jak przydatne jest korzystanie ze starych, wypróbowanych sposobów przekonali się wszyscy Ci, którym kiedykolwiek padła bateria w GPS. Przetrwać mogą przede wszystkim te osoby, które poradzą sobie również z nawigowaniem bez inteligentnego sprzętu. Umiejętności czytania map i posługiwania się kompasem wydają się już historią, a to przecież jedne z podstaw bezpiecznej turystyki górskiej.
Poza działaniami w terenie i szkoleniami, nieodłączną częścią biwaku były – jak co roku – spotkania z podróżnikami. W piątek swoimi wspomnieniami z uczestnikami WinterCampu dzielił się Jasiek Mela. Doświadczony przez los, ale też wyróżniony przez los, jak sam podkreśla – namawiał wszystkich do działania i spełniania marzeń, bo tylko one nadają sens naszemu życiu, które jest jedno, więc warto przeżyć je jak najpełniej i wycisną z niego, co się da. Nie warto stać w miejscu, trzeba ciągle iść do przodu, czasem mimo przeciwności. Jasiek bardzo szybko zintegrował się ze wszystkimi, wtopił w tłum, czynnie uczestniczył w szkoleniach i, o czym była mowa wyżej, zakosztował noclegu w śnieżnej jamie. Jak powiedział: Miejsce było już tylko w korytarzu, więc mocno wiało mi po głowie, ale spałem do wpół do ósmej.
Atmosfera na Turbaczu zachwyciła również „starego lisa", jak mówi o sobie Piotr Pustelnik. To strasznie fajne zobaczyć młodych ludzi, którzy chcą się uczyć i oby chcieli to robić całe życie – powiedział na zakończenie WinterCampu, życząc wszystkim powodzenia w kolejnych przygodach.
Informujemy wszystkich tych, którzy chcieliby się uczyć razem z nami, że kolejny zimowy biwak na Turbaczu już za rok!